niedziela, 13 września 2015

Yogyakarta

Co to za kraj ta Indonezja? 17 tysięcy wysp, 300 grup etnicznych, 700 języków - trochę przypomina to Indie, trochę dawny ZSRR, trochę... Unię Europejską. Nie wszyscy obywatele Indonezji chcą być Indonezyjczykami - na przykład Papuasi z Nowej Gwinei chętnie utworzyliby swoje własne państwo. Większość jednak akceptuje zastałą sytuację, a także dominację Jawy jako wyspy gdzie znajduje się stolica, gdzie obraduje rząd i skąd na cały archipelag promieniuje pewien wzorzec kulturowy.

Nie będę tutaj udawał specjalisty od Jawy, bo pomimo wertowania internetu i przeczytania kilku książek na temat Indonezji moja wiedza jest wciąż szczątkowa. Podobno jednak kluczem do zrozumienia jawajskiej kultury jest wizyta w Yogyakarcie, czyli stolicy kulturalnej i artystycznej Indonezji. Yogya (jak pieszczotliwie nazywają ją mieszkańcy) przywitała mnie intensywnie - "taksówka", którą pojechałem do hotelu to nie był samochód a zwykły motocykl - tak zwany ojek - podstawowa forma transportu w mieście. Ruch wszystkostronny, prędkość niebagatelna a ja z tyłu motocykla z plecakiem z trudem łapię powietrze. Jak to śpiewał kiedyś Bauagan Mistrzów: "albo masz przygody, albo nie masz przygód".

Hotel tym razem wyjątkowo trafiony. Rumah Zen Homestay to po prostu zwykły dom położony w jednej z bocznych uliczek, ale urządzony w lekko "new age" stylu. Jest czysto, jest wygodnie, woda mineralna za darmo w dowolnych ilościach ale najlepsza jest łazienka - mój pokój ma po prostu dodatkowe, całkiem niemałe pomieszczenie bez dachu, gdzie zamontowano prysznic i kibelek. Wrażenie jest takie jakby brało się ten prysznic na wolnym powietrzu - fantastyczne uczucie. A prysznic bierze się często bo średnia temperatura to 35 stopni. Mam też w pokoju gekona, ale podobno to standard. W domu oprócz mnie mieszka jeszcze kilku białasów, ale raczej nie wchodzimy sobie w drogę - generalnie pewne rzeczy się nie zmieniają, biały człowiek w Azji kiedy widzi drugiego białego człowieka natychmiast odwraca się, przechodzi na drugą stronę ulicy, albo co najmniej zatapia wzrok w smartfonie. Naprawdę nie kumam o co w tym chodzi, ale Europejczyk w Azji chodzi nieustannie w wielkiej bańce mydlanej swojego indywidualizmu. Dotyczy to zwłaszcza przybyszów z tzw. Europy Zachodniej - czasami myślę, że oni po prostu zasługują na zagładę ;-)



Po co mi jednak nudni Szwedzi czy Holendrzy skoro jest tylu fajnych Indonezyjczyków? Dzięki Couchsurfingowi poznaję dziewczynę o imieniu Fadella (na zdjęciu druga z lewej) oraz jej zabawnych znajomych. W Yogyakarcie muzułmanki są bardziej widoczne niż w Jakarcie - większość dziewczyn nosi hijab. Fadella jest jedną z nich, jednak ze swojego hijabu jest dumna, żali mi się nawet, że kiedyś jakiś Australijczyk ją wyśmiał i powiedział, że ubiera się nieżyciowo. Pomimo tego co myśli się w Europie, wiele kobiet zakrywa się tutaj całkowicie dobrowolnie - jest to dla nich podkreślenie własnej religijności. A Fadella podchodzi do swojej wiary bardzo poważnie. Idziemy do knajpki o kontrowersyjnej nazwie SS - jest to skrót od Special Sambal (sambal to po prostu pikantny sos na bazie chilli). W trakcie lunchu Fadella nagle przeprasza mnie i mówi, że musi pójść się pomodlić - idzie do specjalnego pomieszczenia o nazwie musholla aby odprawić jedne z pięciu codziennych modłów. Robi to z taką samą naturalnością z jaką Polka poszłaby do toalety przypudrować nosek.


Centralnym miejscem Yogyakarty jest Kraton, czyli Pałac Sułtana. Jest to zespół budowli niesłychanie lekkich i eleganckich, przy okazji pokazujących wyjątkowy styl architektoniczny Jawy, czyli domy składające się z podłogi i sufitu, ale bez ścian. Sufit podtrzymują kolumny, dzięki czemu jest przewiewnie (ważne w tutejszym klimacie) a sułtan pewnie nie musiał obawiać się złodziei w obrębie swojej posesji. Jedną z głównych przyczyn dla których tutaj przyszedłem jest jednak gamelan - w pałacu odbywają się regularne koncerty, często w towarzystwie tancerek. Spełniam więc z nawiązką swoje plany na Indonezję - wszak dla gamelanu tu przyjechałem ;-) Koncert jest bardzo spokojny, powolny, gongi leniwie snują swoje melodie a do tego tancerki i tancerze poruszają się "z lekkością płynącej rzeki, niczym chmury sunące po niebie". W jawajskim tańcu można dostrzec zarówno wzorce tańców indyjskich, takich jak bharatanatyam jak i figury chińskiego tai chi. Skąd wpływy indyjskie w Indonezji? Generalnie między V a XV wiekiem kultura i cywilizacja Indii królowały na wyspach. Dominującymi religiami był buddyzm i hinduizm a rządzące Jawą dynastie mocno czerpały z wzorców z subkontynentu. Niezwykłe jest to, że pomimo iż od kilkuset lat w Indonezji niepodzielnie rządzi islam, wciąż widać mnóstwo indyjskich wpływów. Dość powiedzieć, że w Yogyakarcie regularnie można obejrzeć Ramayanę wystawianą w formie teatru tańca z akompaniamentem gamelanu. Zresztą miałem przyjemność to zobaczyć - znakomicie pokazuje fuzję dwóch kultur. Gamelan dzwoni, pani śpiewa po jawajsku, a na scenie Rama, Sita, Hanuman i inni po raz kolejny odgrywają jedną z najbardziej kultowych opowieści w historii ludzkości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz